1.Linkin Park
Tego zespołu nie trzeba specjalnie przedstawiać I choć skrytykowany będę za wstawienie go właśnie w tym miejscu, to jednak zaryzykuje, gdyż nie ukrywam, że właśnie dzięki niemu zacząłem słuchać zupełnie innej muzyki.
Pierwotnie nazywali się Xero, jednak brakowało im wyraźnego frontu, wokalisty, który wkomponuje się w ich nietypową kompozycję. Na szczęście, mniej-więcej w tym samym czasie z grunge’owego składu Grey Daze odszedł Chester Bennington I to właśnie on okazał się być idealnym wypełnieniem. Skład miał zmienić nazwę na Hybrid Theory, z uwagi na nietypową hybrydę styli metalu, rapu oraz elektroniki, jednak nazwa była zastrzeżona. Skończyło się na “Parku Linkolna”, w Santa Monica, w którym swego czasu grywali koncerty, a skąd pochodził Chester.
Hybrid Theory EP wydano w 1000 egzemplarzach. Z kolei pierwsza ich pełna płyta okazała się kosmicznym wręcz sukcesem. Rok 2000 I przełom wieku okazał się być idealnym wręcz momentum do wprowadzenia tak złożonego muzycznie tworu. Trzy lata później została wydana Meteora, z kultowym już Numb na pokładzie I mimo, iż album trwał zaledwie 36 minut, to została ciepło przyjęta przez fanów.
Kolejne twory składu totalnie odbiegały od tego, do czego przyzwyczaiło nas LP przez swoje pierwsze albumy. Odeszli od cięższego brzmienia na rzecz melodyjnego rocka, a nawet elektroniki, by wydać po wielu latach płytę Hunting Party oscylującą w bardzo surowych, wręcz garażowych klimatach.
Cały czas zastanawia mnie czy to dobrze, czy źle, że tak często zmieniają swój styl. Dla nich z pewnością dobrze, bowiem z każdym albumem trafiają do innej grupy docelowej, ale dla osób, którzy zaczynali od ich pierwszego krążka jednak troszkę szkoda, iż nowe produkcje nie przypominają już tych starszych, ale kto wie, może kiedyś.
[post_pagination]